Nadesłane podziękowania:

Jestem Maja, mam 4,5 miesiąca i wspaniałego Anioła Stróża. Moje życie zaczęło się w Egipcie, chociaż zupełnie tego nie pamiętam, nic dziwnego – byłam wtedy mniejsza od ziarenka piasku. Jak już urosły mi uszy, słyszałam, jak rodzice strasznie się ze mnie cieszą. Aż pewnego dnia wszystko się popsuło: mama trafiła do szpitala. Musiała leżeć plackiem przez 1,5 miesiąca – szkoda, bo przestało tak miło bujać, a częściej niż piosenki, które wcześniej mi śpiewała, słyszałam, jak płacze. Dużo wtedy rozmawiała z Panem Bogiem. Lubiłam to, bo po każdej takiej rozmowie była taka spokojna.

Lekarze postanowili, że nie pozwolą mi wyjść z brzuszka samej, bo mogłoby to zaszkodzić i mnie, i mamie. Było jej bardzo przykro, ale kiedy pewnego ranka okropnie zaczęła krwawić, nie było wyjścia. Urodziłam się trzy tygodnie za wcześnie i nie za bardzo mi się to podobało. Ciągle bym spała i spała, a mama, tata i pielęgniarki co chwila mnie budzili i kazali jeść. „Nie chcę jeść, chcę spać!” – krzyczałam, po czym zamykałam buzię i zasypiałam. Mama przez trzy tygodnie dzielnie walczyła o pokarm, bo na początku w jej piersiach nie było ani kropelki. Spała czasem pół godziny na dobę, a w przerwach modliła się do św. Joanny Beretty Molli. Pewnie nie dałaby rady, gdyby nie tata, który cały czas przy nas był i pomagał, jak mógł. Ponieważ w szpitalu nikt mamie nie pomógł zawalczyć o jedzonko dla mnie, po powrocie do domu zaraz zgłosiła się do poradni laktacyjnej. Ale tam panie tylko załamywały ręce, mówiły, że straszny ze mnie leniuch i że pomału robię się stara i że z karmienia piersią raczej nici. Kiedy miałam dwa tygodnie, kazały mi pić z kubeczka jak kotek, a potem z takiej specjalnej butelki, z której wcale nie chciało lecieć. No to zasypiałam.

Nie miałam siły do tych wszystkich wynalazków. Mama chyba też nie, bo pewnego dnia postanowiła je wszystkie wyrzucić i karmić mnie tylko piersią. Wreszcie! Nie ma nic wspanialszego, niż ciepłe, słodkie mleczko, miły dotyk mamy i znajome bicie jej serca. Chociaż panie z poradni laktacyjnej pukały się w głowę i ostrzegały mamę, że mnie zagłodzi, mama wierzyła, że robi dobrze – modliła się przecież o to codziennie. Jak już wreszcie dorwałam się do ciepłego cycusia, nie chciałam się od niego oderwać. Najchętniej jadłabym godzinami i wcale sobie nie przerywała. Tylko że mamie chyba nie bardzo to pasowało. Pani doktor podpowiedziała jej, że moje lenistwo może brać się z jakiejś choroby. Rodzice zaraz zrobili badania i zaczęli mnie leczyć. Leczenie pomogło na chorobę, na lenistwo niestety nie – godzinami spałam przy słodkim mleczku i krzyczałam, jak tylko ktoś próbował mnie go pozbawić.

Wtedy mama zadzwoniła do państwa Marioli i Piotra. Zadali jej mnóstwo pytań, dali jeszcze więcej wskazówek, a na koniec pani Mariola pomodliła się za nas. Słyszałam, jak mama chlipie ze wzruszenia. Postanowiłam, że nie będę już takim leniuchem i odtąd każdego dnia jadłam coraz krócej. I strasznie się z tego cieszę, bo naokoło cycusia jest tyle ciekawych rzeczy, że szkoda by było nimi wszystkimi się nie cieszyć! Takie listki drzew na spacerze, uśmiech taty, wspólne śpiewanie z mamą – wreszcie mam na to wszystko czas! Mama mówi, że w życiu czeka mnie jeszcze mnóstwo takich wrażeń – tak się cieszę, że żyję!

Maja

Podziękowania